Niedawno kupiłam książkę Julii Child "Gotuj z Julią". Książka zawiera wiele ciekawych i przydatnych porad oraz podstawowych przepisów. Julia to amerykańska mistrzyni kuchni, która studiowała w jednej z najbardziej prestiżowych szkół kulinarnych w Paryżu i stała się gwiazdą telewizyjną Ameryki. Zagłębiając się w treść książki, natknęłam się na stwierdzenie, iż budynie nie muszą być tylko podawane jako desery. Budynie mogą również pojawiać się jako dania obiadowe lub kolacyjne, lub stanowić dodatek do mięs. Zaprezentowała przepis na budyń z brokułów i tak mnie zaintrygowała, iż musiałam go wypróbować. Przepis banalny, składniki podstawowe. Fantastyczne budynie pieczone w foremkach w kąpieli wodnej, delikatne, aksamitne, intrygujące. Autorka przepisu poleca podawać je z sosem pomidorowym, beszamelowym lub polane zrumienioną na maśle bułką tartą. U mnie tylko posypane startym serem, ale i tak przepyszne! Budynie przypominają suflety, lekkie i puszyste z tą różnicą, że bez problemów można je odgrzewać. Polecam!
Budyń z brokułów
Składniki na 4 porcje:
4 jajka
2 szklanki brokułów
pół cebuli
2 kromki białego chleba
pół szklanki twardego żółtego sera
pół szklanki mleka lub śmietany
przyprawy: sól, pieprz, tabasco
2 łyżki posiekanej natki
Wykonanie:
Brokuły gotujemy kilka minut, odcedzamy i przelewamy zimną wodą, kroimy na mniejsze części. Z chleba odcinamy skórki, a miąższ rozdrabniamy blenderem. Ser i cebulę ścieramy na tarce o grubych oczkach. Do miski wbijamy jajka, roztrzepujemy widelcem. Dodajemy pozostałe składniki, przyprawiamy solą, pieprzem, tabasco. Kokilki o średnicy około 10cm smarujemy masłem. Masę przelewamy do 2/3 wysokości foremek. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Foremki układamy w wysokiej blaszce, wstawiamy do piekarnika i do blaszki wlewamy wrzątek tak, by sięgał do połowy foremek. Pieczemy 5 minut, obniżamy temperaturę do 160stopni i dopiekamy jeszcze 20-25 minut. Po upieczeniu wyjmujemy foremki z wody i odstawiamy na 10 minut do przestudzenia. Można podawać w foremkach lub wyjąć i ułożyć na talerzu.
To taki budyń do gryzienia :) Ciekawy,bardzo ciekawy.Napewno warto wypróbować ten przepis :)
OdpowiedzUsuńJest tak delikatny, że naprawdę nie trzeba gryźć :)
OdpowiedzUsuńTeż mam tę książkę i uwielbiam ją:) budyniu jeszcze nie robiłam, ale polecam, o ile jeszcze nie robiłaś, kurczaka opiekanego od góry i piersi kurczaka w sosie estragonowym! Ten drugi z resztą dziś u mnie na blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://alovelycooking.blogspot.com/2012/01/piersi-kurczaka-w-sosie-estragonowym.html
pozdrawiam:)
Na pewno jeszcze niejeden przepis Julii wykorzystam :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOK, zrobiłem to dla żony. Jest spoko. Mam jednak uwagi do przepisu: 1. KONIECZNIE zblenderować przed zapiekaniem, nie wyobrażam sobie takich cząstek w budyniu, jakie wyszły z tarki. 2. Napisać nie, że "dodajemy resztę", tylko "dodajemy: " i wymienić. Ja zapomniałem dodać mleka/śmietany... bo PRZECIEŻ LOGICZNE, że lista jest do zakupów, a przepis do zrobienia. 3. Przydałoby się info ile gram / pi razy drzwi miseczek wychodzi z tych produktów, fuksem udało się 3 miseczki zrobić akurat takie, jakie mam.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: nigdzie nie jest napisane "dodajemy resztę", tylko "dodajemy pozostałe składniki" (tak trudno sprawdzić to z listy składników??). Po drugie: w przepisie wyraźnie jest napisane jakiej wielkości naczynia mają być użyte (składniki na 4 porcje, kokilki 10cm). Po trzecie: niektórzy wolą cząsteczki w potrawie, a nie wszystko zmiksowane jak leci. Tak czy inaczej dziękuję za uwagi, być może ktoś skorzysta. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJest napisane, że dodajemy resztę składników ("Dodajemy pozostałe składniki,"), a nie jest napisane co dokładnie. Można coś pominąć, gdy się robi. Tego kokilki 10cm zupełnie nie kumam co to znaczy. 4 porcje nic nie znaczy, więc koniec końców nie wiadomo. Można też dopisać o tym blenderowaniu, skoro jedni wolą, inni nie - ja, jako, że to ma być budyń - nie.
OdpowiedzUsuńOd tego są komentarze, by każdy mógł wrzucić swoje sugestie. Być może ktoś skorzysta. Pozdrawiam
Usuń